Jedno łóżko dla dwóch snów, czyli Unia "mniej więcej", autorstwa Christiana Mestre

Jubileusze mają tę zaletę, że pozwalają nam się spotkać, podzielić i miło spędzić czas. 25 marca nic nie jest mniej pewne, niektórzy uczestnicy będą mieli trudności z okazywaniem radości, jak PiS, który coraz bardziej izoluje się w ramach 27, inni zaś z trudem zasmakują radości dzielenia się, bo solidarność już niekoniecznie jest na porządku dziennym, Jeśli chodzi o dobrą zabawę, to chmury, które zbierają się ostatnio na scenie krajowej, europejskiej i międzynarodowej, raczej nie pobudzą Europejczyków do radości, a nawet humor odchodzącego François Hollande'a nie powinien wywołać uśmiechu, a tym bardziej śmiechu.

Trzeba powiedzieć, że przygotowania do jubileuszu są niewspółmierne do wydarzenia, a wszyscy zadowalają się minimalną obsługą, aby nie narazić się na zarzuty, ale bez serca w pracy. Byłoby miło, gdyby nasi europejscy przywódcy stanęli na wysokości zadania, ale postanowili zepsuć ten dzień, jakby już nie wierzyli w Europę, albo jakby w nią nie wierzyli. Jeśli nie mogą odwołać się w ostatniej chwili, ryzykujemy, że ceremonia będzie przypominać sztukę Czechowa i Becketta, między rażącymi niewypowiedzianymi słowami a głoszonymi absurdami.

Komisja, siła napędowa integracji europejskiej, która kiedyś była w stanie narzucić jednolity rynek lub euro, zadowala się wysłaniem dokumentu technicznego bez zajęcia stanowiska, pozostawiając państwom członkowskim decyzję, czy nadal są w stanie dokonywać wyborów. Wiedzieliśmy, że pan Juncker jest rozczarowany i nie jest kandydatem do objęcia schedy po nim, ale nie mogliśmy sobie wyobrazić, że jego propozycje dotyczące europejskiego odrodzenia ograniczą się do wyobrażenia sobie pięciu scenariuszy, z których niektóre są równie ambitne, co zrezygnowane: od ulepszonego status quo do większej integracji, poprzez Europę wielu prędkości, Europę zredukowaną do jednolitego rynku lub skoncentrowaną na kilku priorytetowych obszarach. Moglibyśmy opatrzyć egzemplarz Komisji oceną "Można to zrobić lepiej", ale przede wszystkim powinniśmy napisać czerwonymi literami "NIE DOTYCZY".

Pomijając bardzo specyficzne warunki, w jakich została opracowana biała księga, Komisja, wbrew swojej istocie, nie chciała podejmować poważnej inicjatywy, woląc dać państwom członkowskim krótką reprymendę, aby pozostawić im pole manewru. Nie potrzebują Komisji, aby pozwolić sobie na to, by chcieć więcej lub mniej od Unii, nie jest jej rolą pogodzenie się z byciem strukturą ekspercką, zwykłym sekretariatem organizacji międzynarodowej. Europejczyków nie obchodzi wielka loteria instytucjonalna, którą proponuje, nawet jeśli to pytanie jest ważne, pod warunkiem, że jakaś opcja zostanie obroniona i narzucona, ale ta opcja nie może polegać na tym, że będzie mniej Unii, to absurd z punktu widzenia logiki konstrukcji europejskiej, czy chcemy dać "post mortem" powód Brytyjczykom, czy jest to bezwstydny "flirt", aby przywrócić ich do Unii?

Państwa członkowskie najwyraźniej nie zostały pominięte w tym świątecznym fiasku. Szumna inicjatywa czterech najludniejszych z 27 wydawała się nieco paradoksalna, jeśli nie nie na miejscu. Góra nie tylko zrodziła mysz poprzez afirmację zróżnicowanej lub ustrukturyzowanej współpracy, ale przede wszystkim osłabiła spójność europejską poprzez mini szczyt, który przypominał koncert kilku europejskich narodów. Jeśli chodzi o formę, to albo 27 krajów spotkało się w celu podpisania nowego traktatu wersalskiego, albo państwa założycielskie, właśnie ze względu na tę cechę, wskazały drogę, którą należy podążać, ale przede wszystkim nie ograniczając się do wyboru, który jest jedynie uznaniem tego, co zostało częściowo zrobione, po prostu ustanawiając to jako sposób zarządzania i działania.

Ponieważ Komisja nie jest w stanie wywiązać się ze swoich obowiązków, to państwa powinny zająć ich miejsce, a dokładnie w logice instytucjonalnej, Rada Europejska ma za zadanie, między innymi, nadać impuls, określić wytyczne, krótko mówiąc, zdefiniować priorytety Unii, a do Komisji należy ich prawne wdrożenie. Politycy krajowi doskonale zdają sobie sprawę z wątpliwości, niechęci i odrzucenia, jakie Unia może wzbudzać wśród ich rodaków, przy czym najczęstszym zarzutem jest jej niezdolność do zabezpieczenia ich przed wszelkiego rodzaju ryzykiem. Nawet jeśli wiemy, że Unia nie posiada niezbędnych kompetencji w wielu dziedzinach, nawet jeśli nie powinna być postrzegana jako ubezpieczenie na życie, faktem pozostaje, że Europejczycy chcą więcej Unii, pod warunkiem, że przyniesie im ona coś więcej w ich codziennym życiu. Najwyższy czas, aby politycy przestali grać w swoją grę w węża i drabinę, która polega na usprawiedliwianiu swojej niemocy ograniczeniami Unii i odmawianiu większej Unii, aby rzekomo uciszyć eurosceptycyzm.

Zamiast wyrażać zadowolenie z idei pogłębionej Unii dla tych, którzy jej pragną, bardziej ambitne z politycznego punktu widzenia byłoby ogłoszenie przez przywódców politycznych państw i Komisję "Ochrony obywateli europejskich" i przedstawienie jej jako nowej sprawy europejskiej, deklasując ją w wolnej przestrzeni w różnych dziedzinach (ochrona ekonomiczna, ochrona socjalna, ochrona środowiska, ochrona przed terroryzmem...), tak jak to uczyniono w przypadku jednolitego rynku, z zestawem przepisów prawnych do przyjęcia w każdej z nich. Jest to cena, która pozwoli Europejczykom pogodzić się z Unią, przywrócić legitymizację projektu europejskiego i odbudować wiarę w przyszłość konstrukcji europejskiej. Sześćdziesiąta rocznica podpisania traktatów rzymskich mogła być momentem tego nowego spotkania między obywatelami Europy i nosicielami wspólnego projektu, ale niestety tak się nie stanie, ponieważ po raz kolejny nasi przywódcy polityczni przegapią spotkanie z historią Europy.

Ponieważ tytuł tego wystąpienia zaczerpnięty jest z chińskiego przysłowia, konkluzja będzie miała formę chińskiego przysłowia, którego nie powstydziłby się Robert Schuman: "Nie cel wędrówki jest ważny, ale małe kroki, które do niego prowadzą".

 

kontakt@naturalnieskuteczni.pl

Galeria